czwartek, 1 października 2015

Od ogółu do szczegółu

 Szesnaście stron A4 – tyle zajęły mi luźne skojarzenia, portrety postaci, zarys fabuły, ciekawostki historyczne i geograficzne, dokładniejszy zarys fabuły, jeszcze więcej postaci, kolejny ubogacony szkic fabuły...
I tak, gdy doszłam do siedemnastej, zdałam sobie sprawę, że bardziej szczegółowego planu nie mogę wykonać na sucho, trzeba zacząć pisać.
Tak więc piszę. Od zera, z nadzieją, że efekt będzie lepszy niż za pierwszym razem.
Tak więc, do zobaczenia (mam nadzieję, że niedługo).


PS Stare rozdziały usunę. Gdy będę gotowa.

niedziela, 7 czerwca 2015

Halo, odbiór!

Głupio się przyznać, ale tak, ja wciąż żyję. I nie mam absolutnie żadnego usprawiedliwienia dla tak długiej nieobecności. W moim życiu nie działo się nic, co tak naprawdę mogłoby mi uniemożliwić wejście tu chociaż raz w tygodniu.
Przepraszam więc wszystkich, którzy czytali ten blog oraz tych, których blogi ja czytałam. Już więcej tak nie zniknę, wszystkie zaległe notki i rozdziały nadrobię.
Co do tego bloga, teraz już oficjalnie go zawieszam. Tak, zawieszam, ale nie porzucam. Za bardzo zdążyłam przywiązać się do tej historii, do tych postaci. Bardzo chcę to kontynuować. Nie jestem jednak na to jeszcze gotowa. Opowieść nigdy tak naprawdę nie została dobrze przemyślana ani zaplanowana, co czułam przy pisaniu każdego kolejnego rozdziału. Nie widzę więc sensu pisać kolejnych rozdziałów na siłę, na żywioł próbując stworzyć z tego spójną całość. Muszę dojrzeć do tego. Historia zresztą też.
Jak więc mówiłam, chcę wrócić. Ale dopiero, gdy naprawdę będę na to gotowa, żeby nie musieć znikać z poronionym rozdziałem.

Pozdrawiam i do zobaczenia!

poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział VI

Nino dotrzymał słowa. Jeszcze tej samej nocy opowiedział mi o wszystkim - o asasynach, templariuszach i trwającym setki lat konflikcie między dwoma zakonami. Zadrżałam, kiedy uświadomił mi, że obecna sytuacja w Rzymie jest bezpośrednim wynikiem tej walki, a my zostaliśmy bezwiednie w nią wciągnięci.
- Nadal chcesz brnąć w to dalej? - spytał, skończywszy swoją opowieść. - Wciąż nie jest jeszcze za późno, żeby się wycofać…
- Chcę - odparłam bez wahania. Teraz, gdy odkryłam prawdziwe motywy Borgii, poczułam jeszcze większą chęć walki.
Zostałam więc. Co więcej, po udowodnieniu mojej lojalności, dla innych członków zakonu przestałam być niewidzialna i niepożądana. Nikt nie zerkał na mnie podejrzliwie ani nie wyrzucał za drzwi kiedy miały odbyć się jakieś ważniejsze obrady; nieraz pozdrawiano mnie na korytarzach, a za pozwoleniem Nina zaczęłam brać udział w rutynowych odprawach. Niespodziewanie miłą odmianą było także jadanie posiłków w towarzystwie.
A co najistotniejsze - zaczęłam działać. I nie mam tu na myśli robienia prania. Prócz udziału w treningach, coraz częściej zlecano mi wykonanie drobniejszych zadań, jak sprawdzenie gołębnika.
Tego feralnego dnia miałam akurat odebrać raport od informatorów z pobliskiej przystani. Nic prostrzego i przyjemniejszego - jeśli w mieście nie działo się nic nadzwyczajnego czy nadzwyczajnie niebezpiecznego, był to niemal zwykły spacer. Potem też było z górki - miałam tylko stanąć w umówionym miejscu i odebrać od posłańca kopertę ze spisanymi raportami.
Mimo wczesnej godziny, nad rzeką panował spory ruch. Dla mnie tym lepiej - w tłumie łatwiej być anonimowym. Stanęłam więc w umówionym miejscu, ukradkiem rozglądając się za posłańcem…
- Gdzie lecisz, baranie!
Momentalnie odwróciłam się w stronę, z której dochodził krzyk. Ledwie kilka metrów ode mnie rosły mężczyzna walczył o utrzymanie równowagi, starając się przy tym nie upuścić dźwiganej przez skrzyni. Tuż obok gramolił się z ziemi niewiele starszy ode mnie wyrostek - posłaniec, na którego czekałam. Chłopak zaczął przepraszać potrąconego przez niego mężczyznę, podając mu leżące na ziemi płótno. Mężczyzna, który zdążył już pewnie stanąć, sklął chłopaka, wyrwał mu z ręki materiał i ruszył dalej, nieporadnie starając się przykryć skrzynię płótnem.
- Pieklił się tak, bo skrzynia jest kradziona, dam za to głowę - nikogo w tej okolicy nie byłoby stać na takie cacko - burczał chłopak, gdy chwilę później podawał mi kopertę.
Rzuciłam okiem za odchodzącym mężczyzną. Spod krzywo zarzuconej płachty błyskały fikuśne pozłacane ornamenty; dźwigający skrzynię, który rzeczywiście nie wyglądał na zbyt majętnego, szedł szybkim krokiem, łypiąc dookoła czujnym wzrokiem - coś rzeczywiście mogło być na rzeczy…
Nie miałam jednak czasu dłużej nad tym rozmyślać. Przez wypadek posłańca straciłam kilka cennych minut. W drodze powrotnej skupiłam się na tym, by iść najszybciej jak to możliwe przy nierzucaniu się w oczy.
Do kryjówki właściwie wpadłam, ześlizgując się z czterech ostatnich stopni. Cudem uszłam z tego z życiem, ale było warto - Nino, który nadal sprawował nade mną pieczę, wraz z grupą kilku asasynów wciąż siedział przy jednej z ław. Przyglądali się uważnie jakiejś kartce leżącej na blacie i co jakiś czas wymieniali ciche uwagi.
- Trzeba popytać w warsztatach.
- I na targach.
- Pisze, że mieli ją wywieźć, a nie sprzedać.
- Będziemy obserwować granice miasta i przystanie.
- A jeśli jednak już ją wywieźli?
- To chyba mamy przekichane…
- Dajcie spokój, to tylko kawał drewna...!
Nie chcąc przerywać, bezszelestnie podeszłam do stołu i rzuciłam kopertę na róg blatu. Nie mogąc się jednak oprzeć ciekawości, spojrzałam na leżącą na stole kartkę. Widniała na niej krótka notka, opatrzona dodatkowym szkicem z którego wynikało, że “ta, którą mają wywieźć” to skrzynia…
- Mio Dio! - wykrzyknęłam, przepychając się do stołu. - Te zdobienia… Ja chyba widziałam tę skrzynię!