wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział V

Ten rozdział rodził się w bólach. Co więcej, wyszedł jakiś upośledzony. Ale że nie wiem, co tak naprawdę jest z nim nie tak ani jak w sumie inaczej mógł by wyglądać, więc go wrzucam. Oby tylko był zrozumiały. Ani następne wychodziły bardziej po mojej myśli.


Chociaż otworzyłam oczy, wokół nadal było ciemno. I mokro. Przemoczona do suchej nitki, siedziałam po pas w lodowatej, nieco zbyt gęstej wodzie. Z oddali słyszałam niesione echem odgłosy kapiącej wody i popiskiwania szczurów. Dodając do tego duszący odór zgnilizny i stęchlizny, otrzymałam niezbyt optymistyczny obraz kanałów.
Sama, zagubiona w podmiejskim labiryncie, bez światła i jakiejkolwiek szansy na odnalezienie drogi do wyjścia – lepiej być nie mogło.
Jednak nie miałam zamiaru poddać się i bezczynnie siedzieć w miejscu. W końcu, jakby nie patrzeć, prędzej zeżre mnie horda szczurów niż ktoś cudem mnie tu odnajdzie. Ignorując więc tępo pulsujący ból z tyłu głowy, z jękiem próbowałam stanąć na nogi...
- Nie ruszaj się.
Ten jeden rozkaz wystarczył, bym zniesiona nagłym ukłuciem paniki bezradnie usiadłam w wodzie. Niewielkie fale z chlustem rozniosły się po tafli, westchnęłam z jękiem, bezradnie próbując przejrzeć ciemność...
A potem znów wszystko się uspokoiło, tylko szczury harcowały gdzieś w oddali.
- Kto tu jest? - udało mi się zebrać w sobie i zachrypniętym głosem rzucić pytanie w przestrzeń.
Nie otrzymałam odpowiedzi.
Gdzieś po mojej lewej woda zaszumiała cichutko.
Po prawej ktoś wyjął ostrze z pochwy.
- A kim ty jesteś? - znów odezwał się głos - męski, silny, donośny, którego echo wręcz otoczyło mnie. - Ostatnimi czasy widywano cię w ciekawym towarzystwie...
- Nie wiem, o co ci chodzi – rzuciłam gwałtownie. - Mów bardziej do rzeczy.
- No, no, jaka wygadana... - zaśmiał się.
Wtem woda za mną znów się wzburzyła, usłyszałam jakiś ruch i zaraz poczułam na szyi zimne ostrze.
- Od teraz radzę ci być grzeczniejszą, gdy będzie znowu zwracała się do pana – usłyszałam tuż przy uchu.
Nie śmiałam nawet przytaknąć głową.
- Wracając do tematu – owy „pan” mówił dalej – ciekawią mnie twoi nowi przyjaciele – w końcu nawet jeżeli sami ci nic nie powiedzieli, to jakieś plotki czy wiadomości na pewno do ciebie dotarły...
Docierały, i to już wcześniej. Cały Rzym aż huczał od najróżniejszych wyczynach Ezia Auditore i jego sprzymierzeńców – od oskarżeń i wyzwisk rzucanych przez heroldów, po opowiadane w kątach karczm historie o bohaterstwie buntowników.
- To... dobrzy ludzie – zająknęłam się. - Pomogli mi, gdy było to potrzebne. Nie dali mi powodu, dla którego miałabym wierzyć w jakiekolwiek pomówienia na ich temat.
- W takim razie zapytam wprost – co wiesz o Templariuszach?
Templariusze – nie raz już o nich słyszałam. Rycerze ślubujący ubóstwo i oddanie Bogu... Szczytne idee, jednak coś musiało pójść potem nie tak – inaczej nie rozwiązano by ich w czternastym wieku z powodu procesu, na którym obarczono rycerzy ciężkimi zarzutami. Częściej jednak nazwa ta pojawiała się w kontekście opowieści o ich legendarnym skarbie, do dziś nie odnalezionym.
Ale to nie jest chyba dobra odpowiedź. Nóż na gardle był zbyt realny bym mogła przypuszczać, że ktokolwiek tutaj byłby zainteresowany bajkami o złocie. Nic jednak innego nie przychodziło mi do głowy. Wolałam więc milczeć...
- Nic nie powiesz? Potrzebujesz zachęty?
Poczułam, jak ostrze napiera na moją szyję jeszcze mocniej. Wzdrygnęłam się, gdy poczułam wpływającą za kołnierz pierwszą kroplę krwi.
- Nadal nic sobie nie przypominasz? Nie wierzę, że nikomu nie wyrwało się przy tobie choć słówko o zakonie...
I wtedy mnie olśniło.
Zakon – w Kryjówce kilka razy obiło mi się to słowo o uszy. W takim kontekście, że...
Nie, to nie możliwe. To nie mogą być oni. Chociaż...
- Nikt nic nie mówił o Templariuszach – odparłam pewnie.
Rozległo się pełne żalu westchnienie rozczarowania.
- To znaczy, że jesteś dla nich równie nieważna co dla nas...
- Co to ma znaczyć? - wyrwało mi się.
Znowu się zaśmiał. Tym razem naprawdę szczerze.
- Nie wierzę, ty naprawdę nic nie wiesz! Nie masz pojęcia jak wielkiej wojny świadkiem jesteś. Jak blisko frontu byłaś. W jakiej bitwie przez przypadek uczestniczyłaś! Szkoda tylko, że nie będzie ci już dane czegokolwiek się o tym dowiedzieć...
Serce rozpaczliwie zatrzepotało mi w piersi.
- Wierz mi, to nic osobistego – podjął. - Wtedy w porcie otarłaś się o demona będącego źródłem strasznej plagi – dlatego musisz umrzeć. Inaczej wzmocniłabyś jego szeregi, a my stalibyśmy się niewiarygodni, a wtedy dla świata nie było by już żadnego ratunku.
Słuchając go, o dziwo prócz strachu poczułam także ukłucie żalu… i gniewu. “To nic osobistego” - nie liczyłam się ja, życie moje i moich bliskich, których mogłaby zaboleć moja śmierć; ważna była idea i wielki świat jako masa, ogół.
Z tego samego powodu zginął mój ojciec - stracił życie, bo przez uczciwe wykonywanie swojej pracy opóźnił wysyłkę skrzyni o niemal królewskim priorytecie. Anonimowa śmierć szarego obywatela, który nieopatrznie stanął na drodze państwowej machiny.
Ezio Auditore był inny - nie wahał się przed narażaniem życia dla każdego pojedynczego istnienia.
Tak jak wtedy na pomoście, tak i teraz opanowała mnie ślepa, niepohamowana wściekłoś. Wiedziałam, że choćbym błagała o życie, litości by mi nie okazano. Miałam więc zginąć nie pomściwszy ojca, marnotrawiąc szansę daną mi przez messera Auditore i jego towarzyszy.
- Nie mam pojęcia kim jesteście, o czym mówicie i co chcielibyście ode mnie usłyszeć - wycedziłam, głośniej i mocniej niż mogłam się po sobie spodziewać. - Jeśli chcecie mnie zabić z powodu tych, którzy uratowali mi życie, proszę bardzo - w ostatnim czasie zrobili dla mnie tak wiele, że wolę zginąć niż powiedzieć choć jedno słowo na ich szkodę przy takich gnidach, jak wy!
Przyznam się, trochę nakłamałam - nie chciałam ginąć. Zwłaszcza tu w ściekach, z ręki nie wiadomo kogo w imię nie wiadomo czego. Sprawa była jednak warta odpyskowania, a ja i tak byłam zbyt wściekła i przerażona, by się nad tym zastanawiać. Mogłam tylko cieszyć się, że jest na tyle ciemno, by moi oprawcy nie zobaczyli, jak bardzo się trzęsę - to na pewno zepsuło by efekt mojej wcześniejszej gniewnej przemowy.
Mimowolnie zacisnęłam powieki, w napięciu czekając, aż zimne ostrze przyłożone do mojej szyi w końcu odbierze mi życie.
Sekundy jednak mijały, a nic się nie działo.
- Dobra chłopaki, to by było na tyle! - oznajmił nagle ten sam głos, który wcześniej mi groził. - Merkury, możesz ją puścić.
Ostrze szybko zsunęło się z mojej szyi, nie czyniąc mi więcej żadnej krzywdy. Woda zafalowała z szumem, a zaraz wokół mnie zapłonęły jedna, dwie, tuzin pochodni, trzymanych przez mężczyzn ubranych w te tak dobrze mi już znane szaty z głębokimi kapturami.
- Emilio Caramigno - huknął jeden z nich, wychodząc w moją stronę. - Teraz jak nigdy wcześniej udowodniłaś, że warto było cię ratować. Witamy w bractwie!
- Wiwat Emilia! - wrzasnęli chórem.
Szkoda, że ja nie byłam w nastroju do wiwatów.
- Jesteście nienormalni - wykrztusiłam tylko, z niedowierzaniem patrząc na ich rozradowane twarze.
Rozchodzące się echo ich rechotu zabrzmiało wyjątkowo upiornie.
- Dobra państwo, koniec zabawy, czas się zbierać! - to był pierwszy raz, gdy Nino odezwał się podczas całej tej maskarady. Dopiera teraz zdałam sobie sprawę z jego obecności.
- Całkiem nieźle ci poszło - zwrócił się do mnie, gdy większość zakapturzonych postaci, wziąwszy co do nich należało, zniknęła w wylocie jednego z tuneli. - Chyba na nas też już czas - dodał, wyciągając rękę, by pomóc mi wstać.
Odtrąciłam ją. Choć nogi wciąż miałam jak z waty, udało mi się wstać o własnych siłach.
- To tak się bawią słynni bojownicy o wolność? - syknęłam jadowicie - Strasząc małolaty w kanałach pod miastem?
Kilku ostatnich mężczyzn zerknęło na nas przelotnie, jednak zaraz ruszyli dalej za oddalającymi się towarzyszami.
- Nie robimy tego dla zabawy - odburknął Nino, jakby nieco urażony. - To rodzaj testu - nieco brutalny, ale tylko tak można naprawdę sprawdzić czyjąś lojalność. Owszem, niektórzy podchodzą do tego trochę zbyt entuzjastycznie...
- Może to pochopne wnioski, ale takie metody jakoś nie pasują mi do pana Auditore - przerwałam mu ostro.
Nino głośno wciągnął powietrze.
- Bo pan Auditore nic o tym nie wie.
To było jak cios pięścią w brzuch.
- Chcesz powiedzieć, że przez ten czas, choć mieszkałam z wami pod jednym dachem, choć na prośbę pana Auditore przyjęliście mnie jak swoją, nie ufaliście mi ani na jotę?
- Emilio, to nie do końca tak…
A to dwulicowe żmije...
- Co ja takiego zrobiłam, że zgotowaliście mi takie piekło? - spytałam cicho, z trudem łapiąc oddech. - Robiłam wszystko, co kazaliście...
- Emilio...
- Przysięgłam oddać życie w waszej sprawie, sam byłeś tego świadkiem!
Wiedziona impulsem, zacisnęłam rękę w pięść i wykonałam szybki cios w stronę twarzy Nina. Choć biorąc zamach włożyłam w niego całą moją złość, mężczyzna bez trudu sparował cios i otoczył mnie ramionami w niedźwiedzim uścisku. Nie dając za wygraną, szarpnęłam się mocno. Zaraz jednak delikatność, z jaką przycisnął mnie do swojej piersi, uświadomiła mi, że to nie był żaden chwyt - Nino po prostu mnie przytulił.
- Emilio, uspokój się, nie zrobiłaś nic złego - wyszeptał mi do ucha; mówił bardzo szybko, jakby bał się, że zacznę szarpać się na tyle mocno, że przestanę go słuchać. - Nie każdemu Ezio Auditore składa taką propozycję jak tobie - a wierz mi, on zna się na ludziach. Naszym zadaniem jest tylko upewnić się, czy i oni potrafią poznać się na nim... - zrobił dłuższą przerwę na głębszy oddech, gdy przestałam się wiercić.
- Każdy chętny może wesprzeć walkę z reżimem Borgiów - podjął po chwili - ale tylko niektórych z nich messer Auditore zaprasza do zasilenia zastępów Zakonu - po tych słowach odsunął się o krok, wciąż trzymając dłonie na moich ramionach, by spojrzeć mi w oczy. - Teraz już nas rozumiesz? Tutto bene? - spytał, posyłając mi niepewny uśmiech.
Wciąż nie do końca odnajdywałam się w tym wszystkim. Jednak uczucie, z jakim Nino mówił o panu Auditore, oddanie i szacunek w jego głosie sprawiły, że na myśl o moich wyrzutach zrobiło mi się nawet głupio… Nie mogłam więc nie odwzajemnić uśmiechu - krzywo bo krzywo, ale jednak.
- Bene - pod warunkiem, że teraz już naprawdę wszystko mi wyjaśnicie.
Parsknął śmiechem, żartobliwie szarpnął mnie za czub kaptura.

- Skoro udowodniłaś nam co trzeba, to teraz pewnie nie mamy wyjścia.

6 komentarzy:

  1. Aleś po mistrzowsku zrobiła czarne na czarnym. Cały tekst musiałam zaznaczyć, żeby przeczytać. Pogratulować :D.

    Ale nieważne. Ważne, że wróciłaś! Tak się cieszę. Rozdział krótki (czyżby zaczynało mi to przeszkadzać?), acz treściwy. Zniszczyłabym człowieka, który wystawiłby mnie na taką próbę dla zabawy. Tym razem wzbudziłaś we mnie złe emocje.

    Taki błąd mi się rzucił parę razy w oczy: piszesz czasowniki w trybie przypuszczającym z "by" oddzielnie. Czemu? Piszemy: "mógłby", "zrobiłby". Pamiętać proszę na przyszłość!

    I powiadamiać mnie o rozdziałach. Leniwe się to to zrobiło!
    Dobra, dobra, żartuję.

    Duuuużo weny na wakacje życzę :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No oczywiście, cała ja... Wybacz za tę wpadkę z kolorem - choć Tobie już to różnicy nie zrobi, to zmienię to dla potomnych XD
      Wiesz co, z tym "by" to ja już tyle dziwnych legend słyszałam, że w pewnym momencie już nie widziałam, w co wierzyć. W sumie to nawet nie zwracałam uwagi, jak piszę, czy razem, czy osobno... Mój błąd. "By" właśnie zostało dopisane do listy rzeczy pod szczególnym nadzorem.
      Tak, zrobiłam się leniwa - w wakacje w końcu wolno ;p Nie no, żartuję. Trochę odwykłam od pisania, zwłaszcza, że rozdział ten napoczęłam już duuuużo wcześniej. Kiedy więc do niego wróciłam, nie do końca mogłam się wczuć jak przy rozpoczynaniu na nowo. A na nowo nie miałam serca zaczynać, bo naprawdę, nie wiem czemu, ale nie mogłam z siebie tego rozdziału wymęczyć! Liczę, że jak znów wpadnę w wir pisania, będzie lepiej!

      Usuń
  2. Witam serdecznie.

    Z radością informuję, że pojawił się nowy rozdział Czerwonego piachu. Zapraszam i życzę miłej lektury.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szperałam ostatnio w Katalogowie i zauważyłam, że link prowadzący do ciebie nie działa. "zn" w adresie jest zamienione na "nz" - czyli w sumie na poprawnie, tylko że do ciebie już stamtąd nikt nie trafi. A szkoda takiego opowiadanka. Napisz o zmianę.

    Tak, nudzę się :D.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaległości się zbierają... hmm... :D
    Znowu nowy rozdzialik przyszłam obwieścić.

    Pozdróweczki, wracaj szybko!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze się czyta :)

    Świat Rowling w nowym świetle? W niebie wiedzą, jak to wygląda -> http://heaven-knows-niebiosa-wiedza.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń